aaa4 |
Wysłany: Śro 10:28, 04 Kwi 2018 Temat postu: jg |
|
52
Tym razem Creasy zachowal nalezyte srodki ostroznosci. Przechodzac przez kontrole celna na lotnisku Leonarda Da Vinci w Rzymie mial czarne wasy, pasujace do swiezo ufarbowanych krotkich czarnych wlosow i okulary w grubej oprawie. Zostawiwszy w schowku niewielka torbe, poszedl z czarna skorzana walizeczka na postoj taksowek. Byl ubrany w ciemnoniebieski garnitur, kremowa koszule i brazowy krawat. Wygladal jak jeden z wielu biznesmenow, zalatwiajacych interesy w duzym miescie. Powiedzial taksowkarzowi, zeby go zawiozl do Porta Cavalleggeri w Watykanie.Nie lubil odwiedzac Rzymu, nawet wczesna jesienia. Zawsze panowal tam zbyt duzy ruch, a mieszkancy byli opryskliwi. Poprzedniego wieczoru telefonowal do niego Guido. Papa chcial, zeby nastepnego dnia zjedli razem obiad w rzymskiej restauracji "L'Eau Vive". Guido mial dac mu odpowiedz za godzine. Wszystkie miejsca na lot do Rzymu byly juz zajete, ale Creasy zadzwonil do George'a Zammita, ktory wykorzystal swoje znajomosci i zalatwil mu bilet. Guido powiedzial, ze ma sie przedstawic jako Henry Gould i pytac o pana Galii.
Creasy slyszal o restauracji "L'Eau Vive". Podobno prowadzily ja zakonnice i bywali tam glownie duchowni oraz ich znajomi z Watykanu. Zastanawial sie, co moze miec wspolnego z tym miejscem taki czlowiek jak Paolo Grazzini.
W czasie trwajacej trzy kwadranse jazdy rozmyslal o roznych sprawach. Spedzil z Juliet trzy przyjemne dni na Gozo. Byl zadowolony, ze zawiazala sie miedzy nimi nic porozumienia. Szybko pojal, ze jest bardzo inteligentna i probuje to wykorzystac, by nim manipulowac. Intrygowalo go, czy tak samo postepuje z Michaelem.
Guido powiedzial mu tez, ze Jens i Sowa wyjezdzaja rano z Kopenhagi i w ciagu czterdziestu osmiu godzin beda w Rzymie. Michael odezwal sie z Brukseli. Zaczal juz zalatwiac interesy z Korkociagiem Dwa i czekal razem z Maxiem na wiadomosc od
Creasy'ego. Bez watpienia chcial zostac jak najdluzej blisko swej uroczej Lucette. Guido podal rowniez Creasy'emu numer telefonu hotelu na Capri, w ktorym zatrzymali sie Frank i Rene. Gdyby ich potrzebowal, mogli wrocic do Rzymu w ciagu kilku godzin.
Taksowka zatrzymala sie przy Porta Cavalleggeri. Creasy dal kierowcy przyzwoity napiwek, zaczekal, az odjedzie, a potem poszedl w lewo. Po pietnastu minutach skrecil w waska alejke i znalazl niewielki szyld restauracji. Wyglad jej wnetrza zaskoczyl go. Nie tak ja sobie wyobrazal. Byl to wlasciwie zwykly bar. Na stolikach lezaly kraciaste obrusy, a wiekszosc klientow stanowili turysci. W kacie stalo popiersie Matki Boskiej. Obslugujace gosci czarnoskore kelnerki wygladaly nietypowo. Wszystkie byly bardzo wysokie i piekne. Mialy na sobie dlugie suknie, szyte chyba z batiku. Creasy rozejrzal sie po sali, bezskutecznie wypatrujac Grazziniego.
Po chwili podeszla do niego ubrana na bialo niska kobieta w srednim wieku.
-Jestem siostra Maria - przedstawila sie. - Czym moge sluzyc?
-Nazywam sie Henry Gould. Bylem umowiony z panem Galii.
-A, tak. Prosze za mna. Zaprowadzila go w glab restauracji i rozsunela ciezka zielona kotare, za ktora
znajdowaly sie duze mahoniowe drzwi. Zapukala, otworzyla je i zaprosila Creasy'ego do srodka.
Sala, do ktorej wszedl, wygladala zupelnie inaczej. Byla bogato umeblowana. Okragly stol z bialym damascenskim obrusem i serwetkami zdobila antyczna srebrna zastawa i piekny srebrnozloty swiecznik. Z sufitu zwisal bezcenny krysztalowy zyrandol. Wokol stolu staly trzy krzesla z wysokimi oparciami. Jedno z nich zajmowal Paolo Grazzini, drugie -trzydziesto-paroletni ksiadz w okularach z gruba oprawa. Przyjrzal sie Creasy'emu badawczo, jakby ogladal odnalezione wlasnie rzadkie malowidlo. Drzwi zamknely sie. Obaj mezczyzni wstali z miejsc i Grazzini dokonal prezentacji.
-Henry Gould... Ojciec De Sanctis.
Siadajac Creasy postawil swoj neseser na grubym dywanie obok krzesla i przycisnal
wmontowany w uchwyt niewielki guzik. Zainstalowany wewnatrz magnetofon mial nagrac cala rozmowe.
Grazzini wskazal reka na stojacy z boku stolik z kilkoma przykrytymi polmiskami.
-Zamowilem szwedzki bufet, zeby nam nie przeszkadzano - wyjasnil.
Obok potraw stalo kilka karafek, szklanki, kieliszki i butelka czerwonego wina.
Grazzini wstal i podszedl do stolika, pytajac:
-Czego sie panowie napijecie? Polecam szkocka. To czterdziestoletni Macallan.
Ksiadz i Creasy skineli glowami. Grazzini przygotowal drinki, podal im je i usiadl.
-Czekam na wyjasnienia - powiedzial Creasy.
Grazzini byl wyraznie zadowolony z siebie. Wskazal na ksiedza i oznajmil:
-Wspomnialem ojcu De Sanctisowi o naszym malym problemie, dotyczacym
Blekitnego Kartelu. - Usmiechnal sie pod nosem, widzac grozne spojrzenie Creasy'ego. -
Powiem najpierw, kim jest ojciec De Sanctis. Jak moze wiesz, Watykan ma doskonala sluzbe
wywiadowcza. Niektorzy twierdza, ze dziala sprawniej niz CIA czy Mossad.
Ksiadz wzruszyl ramionami.
-Oczywiscie - kontynuowal Grazzini - od zakonczenia zimnej wojny i przywrocenia
swobod religijnych w krajach za zelazna kurtyna nie odgrywa ona juz tak waznej roli. Jest
tam jednak specjalny wydzial, ktory zajmuje sie satanizmem i czarna magia.
W tym momencie Grazzini niemal niedostrzegalnie skinal glowa do Creasy'ego, ktory |
|